Nasi testerzy

W naszym domu mieszka na stałe 6 kotów. Każdy z nich ma inne potrzeby, charakter, zwyczaje. Każdy jest wyjątkowy.

Jajek

Odszedł 23.01.2024 roku

Miał 18 lat i zaczynały pojawiać się u niego dolegliwości adekwatne do wieku.
Całe życie mieszkał z Mariką, do której domu trafił jako trzy tygodniowy maluch znaleziony w śniegu.

Musieliśmy motywować go do ruchu, ponieważ nie był tak aktywny jak dawniej, a choroby stawów nie pomagały.
W ostatnim czasie wprowadzaliśmy coraz więcej rozwiązań, które miały mu pomóc w korzystaniu z przestrzeni i w poruszaniu się po domu.

Uwielbiał spać w naszym (czyli jego) łóżku. W nocy z nami, w dzień wtulony w swojego partnera – Ryszarda.
Chętnie wybierał okazjonalnie spanie na szerokich półkach pod sufitem, a gorsze samopoczucie sygnalizował chowając się w szafce nocnej.

Chętnie korzystał z pionowych drapaków.

Ryszard

Zdjęcie przedstawiające Ryszarda - testera Pracowni Holy Cats

Życiowy partner Jajka. Jest aktualnie najstarszym kotem, który mieszka z nami.
Całe życie spędził mieszkając z Mariką. Trafił do jej domu jako dwu miesięczny kociak w towarzystwie dzikiej matki i brata. Matka wróciła po sterylizacji do swojego terytorium, a jej synowie zostali w domu.

Razem z Jajkiem testowali wytrzymałość i pojemność dostarczonym im konstrukcji, a duża część naszych galerii w telefonach składa się ze zdjęć przedstawiających tą dwójkę wtulonych w siebie.
Dzięki ich miłości wiemy, że rozmiary oferowanych przez nas mebli mieszczą dwa koty, choć były planowane na jednego.

Ryszard jest kotem wycofanym i półdzikim. Wynika to z tego, że za długo przebywał z dziką matką, oraz z innych predyspozycji jakie składają się na jego osobowość.

W ciągu dnia śpi na łóżku, ale noce spędza samotnie, regularnie zmieniając legowiska i domki.

W ostatnich latach bardzo chorował. Przez ponad rok balansował na granicy śmierci. Zszedł z ponad 7 kg, do praktycznie 2,2kg. Teraz szczęśliwie odrabia stracone kilogramy i czas.

Szczęśliwie nie wycofał się po śmierci Jajka.

15% naszych zysków przekazujemy fundacjom opiekującym się potrzebującymi kotami.

Rudy

Zdjęcie przedstawiające Rudego - testera Pracowni Holy Cats

Adoptowany że schroniska w Poznaniu, do którego trafił najprawdopodobniej po tym jak żył na ulicy, po wyrzuceni z domu przez opiekunów, którzy nie akceptowali tego, że sika poza kuwetami.

Marika, pracująca wówczas w schronisku jako opiekunka kotów widziała jak stopniowo gaśnie w nim życie.

Pewnego dnia nie mogąc już dłużej patrzeć i czekać aż umrze podpisała dokumenty adopcyjne i dała Rudemu dom i opiekę weterynaryjną. Dzięki specjalistom udało się go podnieść fizycznie, a dzięki zmianie środowiska odzyskał humor i chęć życia.

I tak, sika dalej, a my zabezpieczamy co możemy, jak możemy i kochamy. Jeden z argumentów przemawiających za kastracją. Kocury mniej sikają poza kuwetami, jeśli są wykastrowane.

Adoptowany z zestawem dolegliwości fizycznych i jego Rudym charakterem. Noce spędza przy twarzy Mariki.

Od pewnego czasu ma problemy ze skakaniem. Ponieważ potrafi być bardzo aktywny i chętnie biega jak szalony próbując wskakiwać w każdą dostępną przestrzeń, musieliśmy zacząć stosować ułatwienia, które pozwalają mu wyciągać ile się da z przestrzeni, którą możemy mu zaoferować.

Był natchnieniem do kilku ciekawych patentów. Chociażby składanego stopnia w miejscu gdzie nie mogła być zamontowana stała półka.

Nie słyszy, daje mokre buziaki i jak każdy inny z naszych domowników jest najukochańszym kotem na świecie!

Maurycy

Zdjęcie przedstawiające Maurycego - testera Pracowni Holy Cats

Pierwszy z czarnej Trójcy
Gdy zamieszkaliśmy razem, praktycznie od razu podjęliśmy decyzję o tym, że będziemy mieć dom tymczasowy dla kociąt. Nie mogliśmy przyjmować żadnych dojrzałych kotów, ze względu na Ryszarda, który nie akceptował innych dorosłych kotów. (Po przyjęciu Rudego sytuacja się stabilizowała kilka lat)
Pierwszym tymczasem był Maurycy, który miał wtedy !!!!!!!!dwa miesiące!!!!!!!!!.

Podobnie jak Rudy ciężko znosił życie w schroniskowej klatce w pomieszczeniu pełnym innych kotów. Wykazywał inne potrzeby, niż inni współmieszkańcy.

Nie rósł i gdy przyszła infekcja dróg oddechowych, która zabierała każdego dnia kilka kociaków Marika postanowiła wykorzystać to, że właśnie otworzyliśmy dom tymczasowy i podpisała kolejną umowę adopcji. Chwilę później Maurycy mógł zamieszkać na kwarantannie w naszej łazience.

Udało się, go zabrać ze schroniska zanim zachorował.

Jest kotem niesamowicie wrażliwym i delikatnym psychicznie. Boi się najmniejszych zmian i gości. Warczy przez drzwi na głośniejsze osoby idące klatką schodową i tak, mieszka dalej z nami. Pierwszy tymczas, który został.

Wynikało to z tego, że baliśmy się oddać go komuś pod opiekę. Żarł wszystko. Od kociej karmy w ilościach przemysłowych, przez folię, nasze jedzenie, po tak idiotyczne rzeczy jak arbuzy. Standardem było, że gdy siadaliśmy do obiadu, czy kolacji on nie dawał nam jeść.
24 godziny na dobę musieliśmy pilnować, żeby nie jadł czegoś czego nie powinien. Jak był mały, objadł się pewnego razu tak mocno mokrą karmą, którą dorwał że nie mógł oddychać. RTG wykazało, że gazy powstałe po tak obfitym posiłku naciskały na płuca, uniemożliwiając oddychanie!

Aktualnie udało się i po kilku latach sytuacja jest stabilna.

Mimo to, że daliśmy radę również zejść z jego wagi, to i tak jest dużym i ciężkim kocurem.
Absolutnie nie uznaje legowisk na wysokościach, kocha za to domki i legowiska podłogowe. Maksymalną wysokością dla niego jest parapet. Czasem w oddali, czasem koniecznie obok nas.

Ugniata puchate materiały i chętniej na nich śpi.

Abraham

Zdjęcie przedstawiające Abrahama - testera Pracowni Holy Cats

Kolejny z czarnej Trójcy.

Urodził się z wadliwie wykształconymi powiekami.
Rzęsy znajdowały się u niego po wewnętrznej stronie powiek, co skutkowało rysowaniem gałek ocznych przy każdym mruganiu i jak można się domyślać przynosiło ogromny dyskomfort.

Schronisko nie było w stanie zapewnić mu diagnostyki, ani opłacić zabiegu korekcji.

Był bardzo młody gdy do nas trafił i musiał niestety czekać na operację. Przez pół roku, jedyne co mogliśmy robić to podawać mu specjale środki nawilżająco – smarujące, by poprawić jego komfort.

Po pół roku i udanej operacji, gdy mogliśmy mu szukać nowego domu, byliśmy z nim tak bardzo związani emocjonalnie, że szukaliśmy każdego pretekstu żeby go nie puszczać w dalszą drogę. Na tym etapie on i Maurycy byli nierozłączni. Niestety z czasem coraz bardziej się od siebie oddalali.

Abraham uwielbia duże powierzchnie na których może obracać się z boku na bok. Szczególnie gdy jest lato. Śpi na plecach z nogami w górze, albo wyciągnięty z rękoma w przodzie.
Jest sporym kotem. Szczególnie od czasu, gdy zmieniliśmy im dietę na BARFa.
W hamaku się nie położy, w podłogowym posłaniu też nie, ale jeśli zawiesimy na ścianie jakąś nową półkę, chętnie da jej szansę.

Malutka

Zdjęcie przedstawiające Malutką - testera Pracowni Holy Cats

Ostatnia z czarnej Trójcy
Kolejna kotka, którą adoptowaliśmy, ponieważ w schronisku nie miałaby nigdy szansy na specjalistyczną diagnostykę, czy leczenie.

Trafiła do nas mając około 5 miesięcy. Była świeżo po sterylce i przez pierwsze dwa tygodnie po wypuszczeniu z kwarantanny nawet nie spojrzała na Michała. Bite dwa tygodnie spędziła wtulona w szyję Mariki. Noc i dzień. Jak tylko Marika była w domu, Malutka trzymała się jej szyji. Marika po tym okazie miłości chodziła jak trup, ale taki szczęśliwy trup.

Może nawet samo tulenie nie było by takie złe, gdyby nie fakt że Malutka jest bardzo głośnym kotem i słychać ją w całym mieszkaniu. Ma to związek z jej dolegliwością. Badania laparoskopowe wykazały, że ma krzywo zrośniętą przegrodę nosową. Dodatkowo otwory, którymi wędruje powietrze były bardzo małe i jak usłyszeliśmy po badaniach, powietrze którym oddychała działało jak papier ścierny.
Skutkowało to głośnym charczeniem i wiecznym stanem zapalnym, który z nosa rozchodził się na wszystkie strony.

Kolejny raz usłyszeliśmy że kot musi urosnąć przed operacją, tak jak miało to miejsce z Abrahamem.

Leki, inhalacje, duże dawki czułości, miłości i pół roku później mieliśmy kotkę w lekko lepszym stanie.
Dalej charczy i chrapie, ale już przynajmniej nie ma ciągłego stanu zapalnego i nie musi dostać na okrągło leków.

Świeżo po adopcji ze schroniska, miała tak grubą skórę na grzbiecie od ilości leków jakie dostawała, że nie dało się jej wbić tam igły. Niestety. Jej leczenie sprowadzało się do leczenia objawów, a nie przyczyn.

Nasz Malutka księżniczka wniosła do naszego domu tyle energii, że nie byliśmy w stanie szukać dla niej nowych opiekunów po tak długim czasie wspólnego mieszkania.

Ma niestety szereg innych problemów fizycznych i behawioralnych, ale składają się na to kim jest, a jest cudem!

Biega jak szalona i skacze bez opamiętania. Wejdzie wszędzie, choćby fizycznie było by to nie możliwe.
Regularnie zamienia miejsce spania i jest otwarta na wszystko co przynosimy do domu.
Chętnie wtula się w Rudego, który jako jedyny toleruje jej charczenie. Plusy bycia głuchym.

Pauza

Nie zrozumcie nas źle. Tylko część kotów z tymczasów została u nas na stałe.
Przez dłuższy czas trzymaliśmy się zasady mówiącej, że możemy mieć maksymalnie 6 kotów w domu. Potem była zasada 6 kotów stałych i 1 tymczas.
No chyba że 6 kotów stałych, 2 maluchy fundacyjne na tymczasie, umierającą kotka Luna, (którą znaleźliśmy w środku nocy i mieszkała z nami kilka tygodni zanim było trzeba ją uśpić) no i matka z 4 kociakami na jedną noc.

Tak…
Trudniejsze okresy też były, ale w końcu komu potrzebne wakacje, czy oszczędności.

W pewnym momencie wróciliśmy do naszej stałej szóstki. Po około roku spędzonym na wizytach u wetów i wetów u nas ( takie rozwiązanie było łatwiejsze ponieważ nie mieliśmy samochodu, a jeżdżenie do Poznania pociągiem z kilkoma transporterami naraz i dalej przesiadki w komunikacji były wręcz nie wykonalne).

Tak więc mieszkaliśmy z naszą szóstką obiecując sobie, że nigdy więcej żadnego nowego kota!
Musieliśmy odpocząć i jedynie jeździliśmy do Poznania na kastrację i sterylizację tego co udało nam się złapać w okolicach naszego domu.

I tu wchodzi

Krowa

Zdjęcie przedstawiające Krowę - testera Pracowni Holy Cats

Była kotką zabraną jedynie na zabieg sterylizacji. Mieszkała w baraku przy drodze krajowej. Jej 'opiekunowie’ chętnie zabijali jej dzieci, które nie zdążyły jeszcze umrzeć pod kołami samochodów. Mieli zasadę, że zawsze zostawiają jednego kociaka, żeby ktoś myszy łapał w czasie gdy Krowa była w kolejnej ciąży.
Kociak oczywiście i tak umierał pod kołami, a Krowa znowu rodziła. Tak sytuacja wyglądała ponoć przez kilka lat, a miotów mogło być oczywiście więcej niż jeden rocznie.

Trudno było przekonać opiekunów sadystów do tego, że ich postępowanie nie ma sensu. Nie musieli nic robić, jedynie pozwolić nam zabrać kotkę na jakiś czas i zrobić wszystko za nich.

Ostatecznie uzyskaliśmy zgodę i mogliśmy ją zawieźć na sterylizację.
Zabieg, dwa tygodnie rekonwalescenci w klatce kennelowej w kociarni znajomej i z ciężkim sercem trzeba było oddać ją do dotyczącego domu.

Był to ciężki okres i bardzo trudno było nam ją odnieść.
Było to jednak najrozsądniejsze rozwiązanie. Gdybyśmy jej nie oddali, to wzięli by kolejną kotkę, której dzieci umierałyby pod kołami. Nie było by też szans na sterykę innych kotów w barakach, bo mielibyśmy opinię złodzieji kotów.

Marika poszła z transporterem, ale nie zastała opiekunów.

Wróciła do naszego domu i umieściła Krowę w łazience.
I tu spotkało nas zaskoczenie. Z łazienki usłyszeliśmy kaszel i ewidentną infekcję dróg oddechowych.
Nie było mowy o oddaniu jej w tym stanie. Kotka dwa tygodnie po zabiegu, gdy właśnie rozkręcały się niskie temperatury jesieni, z zapaleniem płuc nie mogła trafić do ludzi, którzy nie dali by jej leków, czy gwarancji schronienia.
Poddaliśmy ją kuracji i czekaliśmy aż wyzdrowieje.

W międzyczasie regularnie odwiedzaliśmy dom w którym mieszkali jej opiekunowie. Bezskutecznie. Zniknęli.
Nie znamy szczegółów, ale przestali zajmować ten barak. Słyszeliśmy różne wersje, ale efekt był jeden. Krowa mogła zostać u nas!

Po wypuszczeniu z łazienki spoglądała w dziwny sposób na okna przez 3 dni. Nie wiedzieliśmy co wtedy myślała. Nigdy jednak nie podjęła próby ucieczki, choć to co widzi za oknem to jej dawny rewir. Jedyny problem behawioralny jaki wykazywała, polegał na tym, że kupsko robiła poza kuwetą, którą odwiedzała chętnie, żeby zrobić tam siku. Kupa pod stołem była codziennością przez jakieś pół roku.

Od dnia w którym powiedzieliśmy jej, że zostaje z nami i obiecujemy dawać jej opiekę, ochronę i miłość, ona daje nam swoją miłość każdego dnia. Jest prawdziwym aniołem i jako jedyna z naszych dzieci miała okazję chodzić po drzewach.

Uwielbia zmieniać miejsca do spania, ale jednak preferuje te zamontowane wyżej. Szczególnie jeśli może z nich wyglądać za okno i kusić rodziców swoim urokiem do podejścia i wygłaskania.

Przyszłość

Jesteśmy pewni, że to nie koniec listy naszych testerów. Od czasu, gdy udało się wyjść w Ryszardem na prostą, mieszkała z nami przez rok kotka Berbcia. Zmagała się z nie trzymaniem moczu i była kolejnym kociakiem, który musiał podrosnąć, czekając na możliwość wprowadzenia kolejnych działań mających naprawić jej stan.

Zdjęcie przedstawiające Berbcię - testera Pracowni Holy Cats

Napisz do nas

Aby wypełnić ten formularz, włącz obsługę JavaScript w przeglądarce.
Zgody